Wcale nie tak łatwo dostać się w kosmos. Obecnie dokonują tego tylko kosmonauci i milionerzy, bo dotarcie do granicy kosmosu jest bardzo drogie. Naukowcy myślą jednak nad tańszą metodą transportu w przestrzeń kosmiczną.

Kanadyjczycy z firmy Thoth Technology opatentowali nową technologię i rozpoczynają pierwsze testy windy do nieba. Winda ma być zbudowana z lekkich, kevlarowych rur wypełnionych nie mniej lekkim helem. Początkowo kanadyjska winda miałaby wysokość około 20 kilometrów, a w przyszłości ponad 150 kilometrów.
Plan zbudowania kosmicznej windy nie jest czymś nowym, bo nad podobnym projektem pracują intensywnie japończycy. Zwycięzca w tym wyścigu osiągnie dużą przewagę nad resztą świata w dziedzinie podboju kosmosu. Stawka jest więc wysoka.
Należy pamiętać o tym, że winda kosmiczna będzie narażona na różnorakie trudności. Pierwszy to satelity. Każdy obiekt na orbicie Ziemi innej niż geostacjonarna, prędzej czy później znajdzie się na kursie kolizyjnym z windą. O ile większość działających satelitów ma możliwość uniknięcia zderzenia przez drobną zmianę kursu, wszelkie kosmiczne śmieci będą musiały być wcześniej usunięte w inny sposób. Teoretycznie użycie „miotły laserowej” powinno rozwiązać ten problem.
Idźmy dalej. Drugim problemem są meteoroidy, nadlatujące z losowych kierunków i ze znacznie większą prędkością niż kosmiczne śmieci. Dlatego naukowcy postulują zastąpienie jednej liny – zestawem mniejszych, oddalonych od siebie i połączonych linami poprzecznymi. Po zerwaniu jednej lub dwóch z nich – pozostałe mogłyby utrzymać ciężar windy do czasu naprawienia szkód. Unikanie meteoroidów o rozmiarach poniżej milimetra występujących w kosmosie w stosunkowo dużych ilościach będzie niemożliwe i będą one powodowały ciągłe uszkadzanie fragmentów liny. Aby przedłużyć trwałość liny i umożliwić nieprzerwane działanie windy proponuje się plecenie poszczególnych włókien w postaci wąskich sieci, które są mniej wrażliwe na przebijanie niż spójne taśmy.
W obrębie atmosfery (w dolnej części kosmicznej windy) wystąpią zagrożenia związane z korozją i warunkami pogodowymi. Niezbędne będzie więc dodanie odpowiedniego pokrycia na liny, co zwiększy masę samej windy. Na najmniejszych wysokościach groźne będą burze i huragany. Mobilna podstawa mogłaby umożliwić unikanie najgroźniejszych z nich. W przypadku podstawy stacjonarnej konieczne będzie użycie nieprzewodzącej liny i umożliwienie jej swobodnego obracania się – dla zmniejszenia naprężeń związanych z wiatrem. Można też przymocować windę do szczytu bardzo wysokiej i wytrzymałej wieży, która przyjmowałaby na siebie niekorzystne warunki pogodowe.
Jeśli pomimo wszelkich zabezpieczeń nastąpi zerwanie liny, możliwe scenariusze będą zależały od tego na jakiej stanie się to wysokości. W przypadku uszkodzenia przy samej podstawie, winda pod wpływem siły odśrodkowej przesunie się na nieco wyższą orbitę. Jeśli zaś katastrofa nastąpi na większej wysokości – dolna część liny opadnie na Ziemię, podczas gdy jej górna część powędruje na wyższą orbitę. Kilkadziesiąt tysięcy kilometrów ekstremalnie wytrzymałego kabla powinno się spalić przy wejściu w atmosferę Ziemi. Powinno, a co jeśli nie? Co będzie gdy najdłuższa lina na świecie okręci się dwa razy wokół planety? Czy można wyobrazić sobie lepszy cel dla terrorystów?
Pominę problem z transportem windą ludzi na orbitę przez Pasy Van Allena, które są groźne zarówno dla elektroniki jak i dla żywych organizmów. Krótki przelot nie jest wielkim kłopotem, ale spędzenie sporej części tygodnia w tych regionach już tak.