Włosy zjeżyły się ze strachu na głowach naukowców, gdy przeprowadzili najnowsze symulacje skutków kolejnego wstrząsu w rejonie Cascadia – w USA, czyli w rejonie miast takich jak Seattle, Vancouver czy Portland.

Do ostatniego dużego wstrząsu doszło tam 27 stycznia 1700 roku. Trzęsienie miało siłę 9.2 stopni w skali Richtera. Ziemia pękła wtedy na dystansie aż tysiąca kilometrów, jednocześnie obniżając się w niektórych miejscach nawet o 20 metrów. Część wybrzeża na odcinku od północnej Kalifornii po południową Kolumbię Brytyjską zapadła się do Pacyfiku. Tsunami o wysokości kilkudziesięciu metrów – będące wynikiem tego wstrząsu – rozeszło się po oceanie docierając do Hawajów, Australii i Japonii.
Najbardziej interesujące naukowców miejsce, znajduje się około 130 kilometrów na zachód od wybrzeży Oregonu. Powstają tam olbrzymie naprężenia w skałach, z powodu nacierania na siebie niewielkiej płyty Juan de Fuca oraz olbrzymiej płyty północnoamerykańskiej. Naprężenia te co jakiś czas są uwalniane, a dla wszystkich przebywających na powierzchni ziemi, skutki okazują się opłakane.

Zgodnie z symulacjami – prawdopodobieństwo wstrząsu przekraczającego 9 stopni sięga 10-15 procent. Niewyobrażalne szkody poczyniłby już sam wstrząs, obracając w gruzy większość zabudowań, w tak dużych miastach, jak Seattle, Vancouver i Portland. Jednak nie tylko sam wstrząs byłby niszczycielski. Osunięcie wybrzeża o około 10 metrów wyzwoliłoby tsunami o wysokości od 25 do 30 metrów.

Naukowcy stwierdzają wprost – „oczekujmy nieoczekiwanego i bądźmy przygotowani na najgorsze, bo przyroda często zsyła zjawiska o sile, która bywa wprost niewyobrażalna”. Zdarzenia tego typu mogą się okazać rujnujące, a pokłosie trzęsienia ziemi i tsunami w Kalifornii, Oregonie czy Japonii może być odczuwane na całym świecie. Warto o tym pamiętać…