Japoński cesarz publicznie zasugerował, by pozwolono mu przejść na emeryturę. Abdykacja ma ulżyć w jego cierpieniach ze względu na jego wiek i słaby stan zdrowia.

Japoński monarcha w ciągu ćwierć wieku panowania wystąpił z telewizyjnym orędziem do rodaków tylko raz: w marcu 2011 r., żeby podnieść ich na duchu po katastrofalnym trzęsieniu ziemi oraz wywołanym przez nie tsunami. Dlatego jego kolejne przemówienie w TV nie pozostawiło nikogo obojętnym.
Akihito spokojnym tonem podzielił się z telewidzami swoją troską, że z powodu „przybywających ograniczeń fizycznych nie będzie w stanie wypełniać obowiązków symbolu państwa”.
Monarcha, który w grudniu skończy 83 lata, co roku musi uczestniczyć w prawie setce oficjalnych podróży oraz dwa razy większej liczbie publicznych imprez. Od dawna boryka się z kolejnymi chorobami – zapaleniem płuc i oskrzeli, rakiem prostaty, niedomagającym sercem.
W podobnych sytuacjach większość współczesnych, koronowanych głów z ulgą wybiera odpoczynek. Tylko w ciągu ostatniej dekady na abdykację zdecydowali się Beatrix (Holandia), Albert II (Belgia), Juan Carlos (Hiszpania), Hamad ibn Chalifa (Katar).
W trend wpisał się również Benedykt XVI, pierwszy papież od 600 lat, który dobrowolnie zrzekł się Tronu Piotrowego.
W przeciwieństwie do kolegów po fachu, Akihito nie zdecyduje o abdykacji bez poparcia japońskiego narodu. Cesarz Japonii w swym wystąpieniu ani razu nie wymówił słowa „abdykacja”, choć wyraźnie sugerował ją podczas swojego przemówienia.